*[Relacja/Okręt] USS LEUTZE DD 481 by QŃ
Moderatorzy: Tomasz D., laszlik, kartonwork
*[Relacja/Okręt] USS LEUTZE DD 481 by QŃ
Po skończeniu Simsa postanowiłem sobie skleić jakiegoś Fletchera. Po długim przeglądaniu zdjęć, wycinanki z Modelika i porównywaniu ich wziąłem się do roboty. Efekty, z małym opisem, postanowiłem pomaleńku pokazać.
Padło na USS Leutze z Modelika, gdyż jest to jedyne znane mi opracowanie tego typu niszczyciela. Jego zaletą jest również ciekawe malowanie. Ma też jednak swoje wady, o czym za chwilę.
USS Leutze jest niszczycielem klasy Fletcher ze średnich serii produkcyjnych, w konfiguracji uzbrojenia z przełomu lat 1943/44. Udało mi się znaleźć kilka oryginalnych zdjęć okrętu w internecie, oprócz tego są piękne zdjęcia modeli innych Fletcherów na stronie Fine Art Models , które na pewno będą mi bardzo pomocne.
Na podstawie zdjęć z internetu od razu rzuciło mi się w oczy kilka różnic w stosunku do wycinanki. Po pierwsze malowanie odbiega od rzeczywistości, linie podziału pokładu są niewłaściwe i inna jest konfiguracja uzbrojenia. Powinno być 10 (5x2) 40mm plot + 7 (7x1) 20mm plot + 6 miotaczy bomb głębinowych a jest 6 (3X2) 40mm + 9 (9x1) 20mm + 4 miotacze. To trzeba będzie poprawić.
Leutze miał też nietypowo w stosunku do innych Fletcherów z tego okresu (których oryginalne zdjęcia udało mi się znaleźć) rozmieszczone 20 mm plotki przy burtach obok nadbudówki rufowej. Inne okręty z tego okresu miały je bliżej 2 komina. Drugą różnicą zauważone przeze mnie jest obecność tylko jednego magazynka na bomby głębinowe przy każdym miotaczu (na innych były po 2). Reszta to jak na razie praktycznie typowy Fletcher z początków 1944 roku.
Czas pokazać co i jak sklejałem.
Cały model, podobnie jak i Simsa, postanowiłem skleić z wydrukowanych skanów (zdjęcie oryginalnej wycinanki poniżej). Chcąc uniknąć błędów z poprzednika (m.in. niezbyt gładkiej powierzchni) wydrukowane arkusze pomalowałem wstępnie delikatnie bezbarwnym lakierem.
Zacząłem oczywiście od naklejenia i wycięcia szkieletu. Jak mi to wychodziło prezentują zdjęcia poniżej:
Prawda, że wszystko pięknie pasuje? Mało się nie załamałem. Wziąłem wycinankę i linijkę do ręki i zacząłem mierzyć. Okazało się, że błędy widoczne na zdjęciach to efekt skanowania, obrabiania i drukowania. W wycinance wszystko było OK, tylko łączenie wodnicy na rufie powodowało, że linia była lekko wklęsła.
A więc, jak to poskładać do kupy? Po prostu trzeba to wszystko dopasować.
Zacząłem od posklejania wzdłużnicy i wodnicy w jedną całość. Ponieważ nie mogłem podkleić łączeń tekturą ze względu na późniejsze wycinanie w całości, postanowiłem rozwiązać ten problem inaczej.
1. Podkleiłem łączenie cieniutkim papierkiem od spodu.
2. Przy długiej, prostej linijce skleiłem do kupy na podklejonym pasku.
3. Zgiąłem jak widać na zdjęciu, w szczelinę nalałem superglue i docisnąłem na równej powierzchni.
Takie łączenie okazało się sztywne, wystarczające i nie przeszkadzało przy dalszym cięciu, które ze względu na niedopasowanie części nie mogło sie odbyć kawałkami.
Dodatkowo postanowiłem przekonstruować szkielet i zamiast mieć dzielona wodnicę, postanowiłem kleić wszystko partiami góra, dół (czyli z dzieloną wzdłużnicą). Wymagało to oczywiście innego pocięcia szkieletu i wycięcia szczelin w innych miejscach.
Poza tym pasowanie szkieletu wymagało kilku przemyśleń. Ponieważ części wodnicy i wzdłużnicy nie pasowały do siebie, jako bazę postanowiłem wziąc wręgi. Najpierw wyciąłem wszystkie i pociąłem na górę i dół (zamiast tego miały szczeliny). Następnie każdą wręgę przymierzałem do wodnicy i wzdłużnicy, zaznaczając ich zewnętrzne krawędzie. Tak wyznaczone punkty stanowiły dopiero podstawę do wycięcia wzdłużnicy i wodnicy.
Potem już było z górki. Sklejenie całości do kupy, dalsze pasowanie i szlifowanie szkieletu, aż wszystkie krawędzie łączenia wręg będą miały jedną linię. Nie obyło się bez przycinania przesunięć itp., ale szkielet zewnętrzne krawędzie miał już płaskie i wyprofilowane - czyli gotowe do oklejania.
Szkielet sklejałem w kolejności: górna część, pokład, dolna część.
Z pokładem dałem trochę ciała. W miejscu łączenia tektury na superglue powstała górka. Po naklejeniu pokładu usiłowałem ją zeszlifować papierem ściernym. Skończyło sie na tym, że wyciąłem kawałek pokładu, wkleiłem pasek papieru, pociągnąłem większą ilością superglue i dokładnie wyszlifowałem. Teraz jest gładki. To jeszcze nie jest pokład właściwy, widoczne będą tylko jego najbardziej zewnętrzne krawędzie. Przy burcie pokład miał mały uskok w dół. Nie jestem pewien dlaczego, ale też mam zamiar go zrobić.
W pokładzie i wzdłużnicy wyciąłem też otwór pod maszt, w celu ustawienia go w przyszłości pod właściwym kątem.
Z takim szkieletem oklejanie za proste nie będzie
No i przyszła pora na oklejanie.
Jak zwykle ostatnio w kolejności burty, dno (pokład już mam )
Paski łączące przyklejam do części, a nie do szkieletu, żeby łączone części klejone były na pewno na wspólnej powierzchni (najmniejsza niedokładność w oklejaniu na wrędze z paskiem spowodowałaby schody).
Proszę zwrócić uwagę na profilowanie burt w okolicach dziobu. Papier jest wystarczająco rozciągliwy, żeby dał się wyprofilować w "siodło", czyli profil wklęsło - wypukły. Wszystko jest formowane na sucho, beż żadnych ślin modelarskich, dodatkowego nawilżania, impregnowania itd.
Jedna ważna rzecz. Cały kadłub (burty i dno) oklejam częściami drukowanymi na brystolu i naklejanymi na drugą warstwę brystolu. Naklejam części butaprenem, smarując dokładnie obie powierzchnie. Niedokładne sklejenie spowoduje rozwarstwienie i pofalowanie poszycia.
Burty oklejone bez żadnych kłopotów. Pora na dno.
Rozpoczynam jak zwykle od środkowego, najbardziej prostokątnego elementu. Przykładam część do szkieletu tak, aby na obu burtach były identyczne ewentualne braki lub naddatki. Skalpelem z każdej strony zaznaczam miejsca, gdzie należy odciąć.
Po przyklejeniu spasowanie elementów wygląda tak:
Chyba nieźle, wziąwszy pod uwagę, że skany mają zgodność z oryginałem na poziomie 1-2mm :-) a szkielet wygląda jak twórczość radosnego gnoma.
Resztę elementów poszycia dna potraktowałem po macoszemu (te 2 były klejone w celach pokazowych, aby pokazać jakie efekty uzyskuje się robiąc to precyzyjnie).
Cały kadłub i tak będę teraz dopiero traktował superglue, papierem ściernym, a może nawet szpachlą? A na to jeszcze farba.
Tak to wygląda teraz:
Oklejanie kadłuba zajęło mi niecałe 5 godzin (szkielet mniej więcej tyle samo). Z naklejaniem, wycinaniem i pasowaniem części. Ale doprowadzenie go do wyglądu końcowego potrwa znacznie dłużej.
To na razie tyle. Może niedługo znów coś pokażę.
Padło na USS Leutze z Modelika, gdyż jest to jedyne znane mi opracowanie tego typu niszczyciela. Jego zaletą jest również ciekawe malowanie. Ma też jednak swoje wady, o czym za chwilę.
USS Leutze jest niszczycielem klasy Fletcher ze średnich serii produkcyjnych, w konfiguracji uzbrojenia z przełomu lat 1943/44. Udało mi się znaleźć kilka oryginalnych zdjęć okrętu w internecie, oprócz tego są piękne zdjęcia modeli innych Fletcherów na stronie Fine Art Models , które na pewno będą mi bardzo pomocne.
Na podstawie zdjęć z internetu od razu rzuciło mi się w oczy kilka różnic w stosunku do wycinanki. Po pierwsze malowanie odbiega od rzeczywistości, linie podziału pokładu są niewłaściwe i inna jest konfiguracja uzbrojenia. Powinno być 10 (5x2) 40mm plot + 7 (7x1) 20mm plot + 6 miotaczy bomb głębinowych a jest 6 (3X2) 40mm + 9 (9x1) 20mm + 4 miotacze. To trzeba będzie poprawić.
Leutze miał też nietypowo w stosunku do innych Fletcherów z tego okresu (których oryginalne zdjęcia udało mi się znaleźć) rozmieszczone 20 mm plotki przy burtach obok nadbudówki rufowej. Inne okręty z tego okresu miały je bliżej 2 komina. Drugą różnicą zauważone przeze mnie jest obecność tylko jednego magazynka na bomby głębinowe przy każdym miotaczu (na innych były po 2). Reszta to jak na razie praktycznie typowy Fletcher z początków 1944 roku.
Czas pokazać co i jak sklejałem.
Cały model, podobnie jak i Simsa, postanowiłem skleić z wydrukowanych skanów (zdjęcie oryginalnej wycinanki poniżej). Chcąc uniknąć błędów z poprzednika (m.in. niezbyt gładkiej powierzchni) wydrukowane arkusze pomalowałem wstępnie delikatnie bezbarwnym lakierem.
Zacząłem oczywiście od naklejenia i wycięcia szkieletu. Jak mi to wychodziło prezentują zdjęcia poniżej:
Prawda, że wszystko pięknie pasuje? Mało się nie załamałem. Wziąłem wycinankę i linijkę do ręki i zacząłem mierzyć. Okazało się, że błędy widoczne na zdjęciach to efekt skanowania, obrabiania i drukowania. W wycinance wszystko było OK, tylko łączenie wodnicy na rufie powodowało, że linia była lekko wklęsła.
A więc, jak to poskładać do kupy? Po prostu trzeba to wszystko dopasować.
Zacząłem od posklejania wzdłużnicy i wodnicy w jedną całość. Ponieważ nie mogłem podkleić łączeń tekturą ze względu na późniejsze wycinanie w całości, postanowiłem rozwiązać ten problem inaczej.
1. Podkleiłem łączenie cieniutkim papierkiem od spodu.
2. Przy długiej, prostej linijce skleiłem do kupy na podklejonym pasku.
3. Zgiąłem jak widać na zdjęciu, w szczelinę nalałem superglue i docisnąłem na równej powierzchni.
Takie łączenie okazało się sztywne, wystarczające i nie przeszkadzało przy dalszym cięciu, które ze względu na niedopasowanie części nie mogło sie odbyć kawałkami.
Dodatkowo postanowiłem przekonstruować szkielet i zamiast mieć dzielona wodnicę, postanowiłem kleić wszystko partiami góra, dół (czyli z dzieloną wzdłużnicą). Wymagało to oczywiście innego pocięcia szkieletu i wycięcia szczelin w innych miejscach.
Poza tym pasowanie szkieletu wymagało kilku przemyśleń. Ponieważ części wodnicy i wzdłużnicy nie pasowały do siebie, jako bazę postanowiłem wziąc wręgi. Najpierw wyciąłem wszystkie i pociąłem na górę i dół (zamiast tego miały szczeliny). Następnie każdą wręgę przymierzałem do wodnicy i wzdłużnicy, zaznaczając ich zewnętrzne krawędzie. Tak wyznaczone punkty stanowiły dopiero podstawę do wycięcia wzdłużnicy i wodnicy.
Potem już było z górki. Sklejenie całości do kupy, dalsze pasowanie i szlifowanie szkieletu, aż wszystkie krawędzie łączenia wręg będą miały jedną linię. Nie obyło się bez przycinania przesunięć itp., ale szkielet zewnętrzne krawędzie miał już płaskie i wyprofilowane - czyli gotowe do oklejania.
Szkielet sklejałem w kolejności: górna część, pokład, dolna część.
Z pokładem dałem trochę ciała. W miejscu łączenia tektury na superglue powstała górka. Po naklejeniu pokładu usiłowałem ją zeszlifować papierem ściernym. Skończyło sie na tym, że wyciąłem kawałek pokładu, wkleiłem pasek papieru, pociągnąłem większą ilością superglue i dokładnie wyszlifowałem. Teraz jest gładki. To jeszcze nie jest pokład właściwy, widoczne będą tylko jego najbardziej zewnętrzne krawędzie. Przy burcie pokład miał mały uskok w dół. Nie jestem pewien dlaczego, ale też mam zamiar go zrobić.
W pokładzie i wzdłużnicy wyciąłem też otwór pod maszt, w celu ustawienia go w przyszłości pod właściwym kątem.
Z takim szkieletem oklejanie za proste nie będzie
No i przyszła pora na oklejanie.
Jak zwykle ostatnio w kolejności burty, dno (pokład już mam )
Paski łączące przyklejam do części, a nie do szkieletu, żeby łączone części klejone były na pewno na wspólnej powierzchni (najmniejsza niedokładność w oklejaniu na wrędze z paskiem spowodowałaby schody).
Proszę zwrócić uwagę na profilowanie burt w okolicach dziobu. Papier jest wystarczająco rozciągliwy, żeby dał się wyprofilować w "siodło", czyli profil wklęsło - wypukły. Wszystko jest formowane na sucho, beż żadnych ślin modelarskich, dodatkowego nawilżania, impregnowania itd.
Jedna ważna rzecz. Cały kadłub (burty i dno) oklejam częściami drukowanymi na brystolu i naklejanymi na drugą warstwę brystolu. Naklejam części butaprenem, smarując dokładnie obie powierzchnie. Niedokładne sklejenie spowoduje rozwarstwienie i pofalowanie poszycia.
Burty oklejone bez żadnych kłopotów. Pora na dno.
Rozpoczynam jak zwykle od środkowego, najbardziej prostokątnego elementu. Przykładam część do szkieletu tak, aby na obu burtach były identyczne ewentualne braki lub naddatki. Skalpelem z każdej strony zaznaczam miejsca, gdzie należy odciąć.
Po przyklejeniu spasowanie elementów wygląda tak:
Chyba nieźle, wziąwszy pod uwagę, że skany mają zgodność z oryginałem na poziomie 1-2mm :-) a szkielet wygląda jak twórczość radosnego gnoma.
Resztę elementów poszycia dna potraktowałem po macoszemu (te 2 były klejone w celach pokazowych, aby pokazać jakie efekty uzyskuje się robiąc to precyzyjnie).
Cały kadłub i tak będę teraz dopiero traktował superglue, papierem ściernym, a może nawet szpachlą? A na to jeszcze farba.
Tak to wygląda teraz:
Oklejanie kadłuba zajęło mi niecałe 5 godzin (szkielet mniej więcej tyle samo). Z naklejaniem, wycinaniem i pasowaniem części. Ale doprowadzenie go do wyglądu końcowego potrwa znacznie dłużej.
To na razie tyle. Może niedługo znów coś pokażę.
Ostatnio zmieniony śr mar 04 2009, 7:59 przez QN, łącznie zmieniany 6 razy.
QN, bardzo się cieszę z faktu, że powstaje nowy model okrętu w Twojej wytwórni. Będzie kogo podglądać.
Metoda oklejania poszycia jaką stosujesz wygląda ciekawie i widać, że zdaje egzamin. Spróbuje zastosować ją przy budowie mojej Błyskawicy.
Powodzenia w budowie i dobrej zabawy.
Piotr
Metoda oklejania poszycia jaką stosujesz wygląda ciekawie i widać, że zdaje egzamin. Spróbuje zastosować ją przy budowie mojej Błyskawicy.
Powodzenia w budowie i dobrej zabawy.
Piotr
Obraz jest wart tysiąca słów. Model wart jest miliona.
Kolejne zdjęcia z budowy kadłuba.
Po oklejeniu kadłuba całość pomalowałem Superglue w celu usztywnienia powierzchni i przygotowania pod szpachlowanie (okazało się konieczne) i szlifowanie.
Tak wyglądał po superglue + szlif:
Okazało się, że są 3 miejsca wymagające szpachlowania:
1. dno na rufie, które było wklęsłe przy burcie (zły kształt wręgi),
2. dno na dziobie (też za mała wręga i wklęsłe dno) oraz
3. błąd popełniony przeze mnie przy oklejaniu - styk dno - burta na dziobie. Niepotrzebnie zaokrągliłem przy oklejaniu burtę na dole i powstał uskok, który wymagał poszpachlowania.
Pierwsza, grubsza warstwa akrylowej szpachli do drewna została zgrubnie przeszlifowana (papier 120), następnie poszła szpachla Wamodu do końcowego wyrównania powierzchni, szlifowana papierem 220:
Potem poszła kontrolna 1 warstwa czerwonej farby w sprayu, w celu pokazania wszystkich niedokładności - przeszlifowana papierem 320:
Potem kolejne wypełnianie drobnych już ubytków szpachlą Wamodu, szlif i 2 kolejne warstwy czerwonej farby. Położone dosyć grubo w celu zalania drobnych rys powstałych przy dotychczasowej obróbce. Idealna byłaby szpachlówka w sprayu, ale jak się nie ma co się lubi....
Powierzchnia była już w miarę zadowalająca, więc tylko ostatni szlif 320-ką i kadłub gotowy do dalszej obróbki.
Zacząłem od przyklejenia pasów poszycia kadłuba. Zebrałem wszystkie znalezione w internecie zdjęcia Fletcherów (najlepsze były te z wodowania kadłubów) i na ich podstawie spróbowałem w przybliżony sposób odtworzyć układ poszycia pasów blachy na kadłubie. Nie wiem, czy jest on do końca zgodny z rzeczywistością, ale lepszego materiału źródłowego nie znalazłem.
Potem dokleiłem stępki przeciw-przechyłowe, wały śrub napędowych, śruby, ster.
Wsporniki wałów śrub (te bliżej rufy) w wycinance były pojedyncze, jednak posiłkując się zdjęciami z Fine Art models zrobiłem podwójne.
Wały i śruby są zdejmowane, co pomoże przy dalszym malowaniu.
Dorobiłem jeszcze podstawkę, że kadłub miał na czym sobie leżeć
Tak wygląda stan prac na chwilę obecną.
Teraz jeszcze tylko pozostało zrobić pokład + wypukłą nazwę na rufie i kadłub pójdzie do ostatecznego malowania.
Po oklejeniu kadłuba całość pomalowałem Superglue w celu usztywnienia powierzchni i przygotowania pod szpachlowanie (okazało się konieczne) i szlifowanie.
Tak wyglądał po superglue + szlif:
Okazało się, że są 3 miejsca wymagające szpachlowania:
1. dno na rufie, które było wklęsłe przy burcie (zły kształt wręgi),
2. dno na dziobie (też za mała wręga i wklęsłe dno) oraz
3. błąd popełniony przeze mnie przy oklejaniu - styk dno - burta na dziobie. Niepotrzebnie zaokrągliłem przy oklejaniu burtę na dole i powstał uskok, który wymagał poszpachlowania.
Pierwsza, grubsza warstwa akrylowej szpachli do drewna została zgrubnie przeszlifowana (papier 120), następnie poszła szpachla Wamodu do końcowego wyrównania powierzchni, szlifowana papierem 220:
Potem poszła kontrolna 1 warstwa czerwonej farby w sprayu, w celu pokazania wszystkich niedokładności - przeszlifowana papierem 320:
Potem kolejne wypełnianie drobnych już ubytków szpachlą Wamodu, szlif i 2 kolejne warstwy czerwonej farby. Położone dosyć grubo w celu zalania drobnych rys powstałych przy dotychczasowej obróbce. Idealna byłaby szpachlówka w sprayu, ale jak się nie ma co się lubi....
Powierzchnia była już w miarę zadowalająca, więc tylko ostatni szlif 320-ką i kadłub gotowy do dalszej obróbki.
Zacząłem od przyklejenia pasów poszycia kadłuba. Zebrałem wszystkie znalezione w internecie zdjęcia Fletcherów (najlepsze były te z wodowania kadłubów) i na ich podstawie spróbowałem w przybliżony sposób odtworzyć układ poszycia pasów blachy na kadłubie. Nie wiem, czy jest on do końca zgodny z rzeczywistością, ale lepszego materiału źródłowego nie znalazłem.
Potem dokleiłem stępki przeciw-przechyłowe, wały śrub napędowych, śruby, ster.
Wsporniki wałów śrub (te bliżej rufy) w wycinance były pojedyncze, jednak posiłkując się zdjęciami z Fine Art models zrobiłem podwójne.
Wały i śruby są zdejmowane, co pomoże przy dalszym malowaniu.
Dorobiłem jeszcze podstawkę, że kadłub miał na czym sobie leżeć
Tak wygląda stan prac na chwilę obecną.
Teraz jeszcze tylko pozostało zrobić pokład + wypukłą nazwę na rufie i kadłub pójdzie do ostatecznego malowania.
Kolejne 2 zdjęcia pokazują przyklejoną na rufie nazwę okrętu (będzie wypukły napis), doklejony pokład i kluzy kotwiczne na dziobie.
Z przyklejeniem pokładu była niezła jazda. Ze zdjęć wynikało, że zewnętrzne części są niżej, a całość otaczał jakiś wystający (patrząc od wewnątrz i zewnątrz) pas wystającej blachy. Doklejałem go z cienkiego papieru do właściwego pokładu na BCG, a następnie całość została przyklejona do kadłuba.
Te paseczki zajęły mi prawie 4 godziny, ale kadłub już jest skończony i gotowy do właściwego malowania.
A tak swoją drogą, to coś chyba mało ciekawa relacja. Nawet liczba wyświetleń nie powala, o uwagach krytycznych nie wspomnę.
Z przyklejeniem pokładu była niezła jazda. Ze zdjęć wynikało, że zewnętrzne części są niżej, a całość otaczał jakiś wystający (patrząc od wewnątrz i zewnątrz) pas wystającej blachy. Doklejałem go z cienkiego papieru do właściwego pokładu na BCG, a następnie całość została przyklejona do kadłuba.
Te paseczki zajęły mi prawie 4 godziny, ale kadłub już jest skończony i gotowy do właściwego malowania.
A tak swoją drogą, to coś chyba mało ciekawa relacja. Nawet liczba wyświetleń nie powala, o uwagach krytycznych nie wspomnę.
Witam!
Uwag krytycznych brak, bo nie ma o co sie przyczepic, pieknie wybrnoles z niedokladnosci wynikajacych ze skanera i drukarki. A jesli chodzi o liczbe wyswietlen to jestem w podobnej sytuacji (buduje Regulusa na forum i tez echo - gadam sam do siebie). W kazdym razie we mnie masz stalego kibica. A sam modelik zapowidada sie obiecujaco!! tak trzymac!!
Uwag krytycznych brak, bo nie ma o co sie przyczepic, pieknie wybrnoles z niedokladnosci wynikajacych ze skanera i drukarki. A jesli chodzi o liczbe wyswietlen to jestem w podobnej sytuacji (buduje Regulusa na forum i tez echo - gadam sam do siebie). W kazdym razie we mnie masz stalego kibica. A sam modelik zapowidada sie obiecujaco!! tak trzymac!!
Sporo czasu upłynęło od ostatniego wpisu, ale to była pora malowania. Jeśli weźmie sie pod uwagę, że kadłub maluje się 6 kolorami, każdy 3 warstwy + 2 warstwy lakieru to wychodzi 20 dni malowania dzień po dniu. A jak jeszcze dorzucę błędy, które musiałem poprawiać......
No dobrze na początek kilka zdjęc z poszczególnych faz malowania i maskowania:
Kadłub był bardzo trudny do pomalowania ze względu na segmentowy kamuflaż. Dno na początku pomalowałem Humbrolem 73, ale stwierdziłem, że jest za ciemny. Dlatego przeszlifowałem dno drobnym papierem i przemalowałem na jaśniejszy czerwony Revell 36. Burty są dodatkowo pomalowane matowym lakierem Revella wcieranym grubym pędzlem w małych ilościach - trochę to wyrównało kolorystykę i zatarło krawędzie powstałe na styku segmentów kamuflażu.
W czasie malowania nie odbyło się bez wpadek. Pierwszy raz pomalowałem kadłub bezbarwną matową Pactrą. Porobiły się smugi. Na burtach pomogło wcieranie olejnego matowego Revella, dno i tak przemalowałem na jaśniejszy czerwony, pokład poszedł pod pędzel kolejny raz (na tym kadłubie jest miejscami 10 warstw farby )))
Doszły jeszcze 2 wypadki przy pracy.
Przy przemalowaniu dna kadłub upadł mi na pędzel z czerwoną farbą i prawa burta na dziobie byla przemalowywana jeszcze raz (3 kolory+lakier).
Druga wpadka była z malowaniem rufowej części lewej burty. Do maskowania użyłem schematu 16D dla Fletcherów. Okazało sie jednak, że na zdjęciach oryginału układ kamuflażu w tej cześci był nieco inny miz na schemacie. Przemalowałem na zgodny ze zdjęciami.
Efekt końcowy w miarę mnie w końcu zadowolił, choć do ideału sporo mu brakuje. Chyba będę musiał na poważnie zastanowić sie nad zakupem aerografu i sprężarki ((
A jak to wyszło widać tu:
Przepraszam, że wrzuciłem 2 prawie identyczne zdjęcia. Są one robione w różnym oświetleniu. Warunki nie są najlepsze do robienia zdjęć, a nie mam czym tego modelu przy fotografowaniu doświetlić. Wybrałem najlepsze z ok. 30 zdjęć. Mam nadzieję, że cokolwiek na nich widać.
Brak jeszcze na kadłubie numerów burtowych, ale muszę jeszcze pomyśleć jak je wykonać. Na razie wziąłem się za drobnicę pokładową.
Chciałem pokazać jak wykonałem kluzy na dziobie i rufie. Mają one nieprzyjemny wklęsło-wypukły kształt. Z tym problemem poradziłem sobie tak:
Kawałek 100g papieru wygiąłem w rynienkę i przygotowałem z drutu szablon do ukształtowania kluzy:
Ukształtowałem papier na szablonie i zalałem od środka superglue dla wzmocnienia:
Tak wygląda półprodukt po zdjęciu z szablonu:
Przyciąłem rynienkę na odpowiedni wymiar, dokleiłem maszt flagowy (czy jak się ten drut zwie:)) i przyciąłem kawałek rynienki na podstawę:
A tak wygląda kompletna kluza:
Dorobiłem kluzy burtowe, polery. Całość drobnicy to ok. 10 godzin pracy i wygląda tak:
To na razie tyle. Nie wiem co będę robił dalej, bo to będzie zależało od ilości dostępnego czasu.
No dobrze na początek kilka zdjęc z poszczególnych faz malowania i maskowania:
Kadłub był bardzo trudny do pomalowania ze względu na segmentowy kamuflaż. Dno na początku pomalowałem Humbrolem 73, ale stwierdziłem, że jest za ciemny. Dlatego przeszlifowałem dno drobnym papierem i przemalowałem na jaśniejszy czerwony Revell 36. Burty są dodatkowo pomalowane matowym lakierem Revella wcieranym grubym pędzlem w małych ilościach - trochę to wyrównało kolorystykę i zatarło krawędzie powstałe na styku segmentów kamuflażu.
W czasie malowania nie odbyło się bez wpadek. Pierwszy raz pomalowałem kadłub bezbarwną matową Pactrą. Porobiły się smugi. Na burtach pomogło wcieranie olejnego matowego Revella, dno i tak przemalowałem na jaśniejszy czerwony, pokład poszedł pod pędzel kolejny raz (na tym kadłubie jest miejscami 10 warstw farby )))
Doszły jeszcze 2 wypadki przy pracy.
Przy przemalowaniu dna kadłub upadł mi na pędzel z czerwoną farbą i prawa burta na dziobie byla przemalowywana jeszcze raz (3 kolory+lakier).
Druga wpadka była z malowaniem rufowej części lewej burty. Do maskowania użyłem schematu 16D dla Fletcherów. Okazało sie jednak, że na zdjęciach oryginału układ kamuflażu w tej cześci był nieco inny miz na schemacie. Przemalowałem na zgodny ze zdjęciami.
Efekt końcowy w miarę mnie w końcu zadowolił, choć do ideału sporo mu brakuje. Chyba będę musiał na poważnie zastanowić sie nad zakupem aerografu i sprężarki ((
A jak to wyszło widać tu:
Przepraszam, że wrzuciłem 2 prawie identyczne zdjęcia. Są one robione w różnym oświetleniu. Warunki nie są najlepsze do robienia zdjęć, a nie mam czym tego modelu przy fotografowaniu doświetlić. Wybrałem najlepsze z ok. 30 zdjęć. Mam nadzieję, że cokolwiek na nich widać.
Brak jeszcze na kadłubie numerów burtowych, ale muszę jeszcze pomyśleć jak je wykonać. Na razie wziąłem się za drobnicę pokładową.
Chciałem pokazać jak wykonałem kluzy na dziobie i rufie. Mają one nieprzyjemny wklęsło-wypukły kształt. Z tym problemem poradziłem sobie tak:
Kawałek 100g papieru wygiąłem w rynienkę i przygotowałem z drutu szablon do ukształtowania kluzy:
Ukształtowałem papier na szablonie i zalałem od środka superglue dla wzmocnienia:
Tak wygląda półprodukt po zdjęciu z szablonu:
Przyciąłem rynienkę na odpowiedni wymiar, dokleiłem maszt flagowy (czy jak się ten drut zwie:)) i przyciąłem kawałek rynienki na podstawę:
A tak wygląda kompletna kluza:
Dorobiłem kluzy burtowe, polery. Całość drobnicy to ok. 10 godzin pracy i wygląda tak:
To na razie tyle. Nie wiem co będę robił dalej, bo to będzie zależało od ilości dostępnego czasu.
Jeśli mógłbym o coś prosić, to proszę o zamieszczanie kolejnych odcinków w krótszych odstępach czasu. Relacja jest fantastyczna a ja natrafiłem na nią dopiero dzisiaj
Tyle się namyślałem nad robieniem poszycia kadłuba a na większość pytań i wątpliwości znalazłem odpowiedź tutaj .
Jednym słowem
Kadłub wygląda świetnie. Czy rzeczywiście jego gładkość i szywność to zasługa nasączania go superglutem? Musiałeś chyba zużyć z 10,358 tubki.
Widzę, że do maskowania używałeś taśmy innej niż Tamiya - jakiej? Czy mógłbyś też napisać o używaniu szpachli Wamodu, czy śmierdzi, jak się szlifuje, czy używałeś np. szpachli Revell - czy jest porównywalna?
Czeka mnie i szpachlowanie i maskowanie, więc pytam bo Tobie to bardzo fajnie wyszło.
Chętnie przeczytałbym (zobaczył) sposób wykonania kluzy kotwicznej.
Chyba pytań wystarczy
Od tej pory stały widz
Tyle się namyślałem nad robieniem poszycia kadłuba a na większość pytań i wątpliwości znalazłem odpowiedź tutaj .
Jednym słowem
Kadłub wygląda świetnie. Czy rzeczywiście jego gładkość i szywność to zasługa nasączania go superglutem? Musiałeś chyba zużyć z 10,358 tubki.
Widzę, że do maskowania używałeś taśmy innej niż Tamiya - jakiej? Czy mógłbyś też napisać o używaniu szpachli Wamodu, czy śmierdzi, jak się szlifuje, czy używałeś np. szpachli Revell - czy jest porównywalna?
Czeka mnie i szpachlowanie i maskowanie, więc pytam bo Tobie to bardzo fajnie wyszło.
Chętnie przeczytałbym (zobaczył) sposób wykonania kluzy kotwicznej.
Chyba pytań wystarczy
Od tej pory stały widz
Moje modele: archiwum
Gładkośc kadłuba to przede wszystkim zasługa oklejania go podwójnym brystolem (burty i dno) - jak juz wcześniej pisałem podklejane poszczególne części. Gluta poszło 2-3 tubki. W sumie niedużo. Co on daje. Po pierwsze ładnie utwardza powierzchnię - nie robia się włoski w czasie szlifowania. A jak się robią to jeszcze trochę gluta. Gdyby nie podklejanie siatek części przy szlifowaniu i tak wszystko by się wyginało. Po drugie zalewa drobne (ale naprawdę drobne) szczeliny łączenia części. Nie trzeba tak naprawdę nic szpachlować. Gdyby nie to, że w niektórych miejscach nie przyłożyłem się do spasowania części (dziób) i błędu w rufowej części dna (wklęsły kadłub), to szpachli w ogóle bym nie używał (tak było w USS SIMS - tez była relacja na forum, choc bez szczegółow budowy kadłuba, bo nie miałem cyfraka).
Gładką powierzchnię dało 3 krotne pomalowanie farbą w sprayu i szlif. Zadziałała jako mikroszpachla (tańsza od MrSurfacer :-) )
Szpachla Wamodu.
Trochę śmierdzi. Ale da się przeżyć. Szlifuje się naprawdę ładnie. Nie wchodzi w reakcje z farbami olejnymi i akrylowymi. GRYZIE SIĘ z farbą w spray-u!!! Trzeba uważać z poprawkami po malowaniu (zaschnięta się nie gryzie z mokrą farbą). Szpachli Revella nie używałem. Nie sądzę, żeby były jakieś problemy.
Do maskowania użyłem tego, co miałem pod ręką, czyli zwykłej taśmy malarskiej. Miałem kłopot z oderwaniem jej po 2 tygodniach. Trzeba było bardzo powoli odklejać i zostawał klej. Resztki kleju zdejmowałem czubkiem skalpela. Do 2-3 dni klej nie zostaje. Ja jednak musiałem zostawiać na dłużej (3 warstwy x 3 kolory=minimum 9 dni - zawsze maluję w 24 godzinnych odstępach).
Kluza kotwiczna (rozumiem że chodzi o to coś na burcie a nie na pokładzie - tam jest tylko papier) to nic innego jak wklejony odpowiednio uformowany kawałek drutu aluminiowego zalany superglue. Wklejony do połowy w otwór w burcie (żeby tylko pół drutu wystawało). Ot cała filozofia.
A co do częstotliwości. Pokazuję, jak mam coś konkretnego do pokazania. Nie będę przecież dokumentował każdej warstwy farby A że czasu na klejenia mało, to i wpisy rzadkie.....
Gładką powierzchnię dało 3 krotne pomalowanie farbą w sprayu i szlif. Zadziałała jako mikroszpachla (tańsza od MrSurfacer :-) )
Szpachla Wamodu.
Trochę śmierdzi. Ale da się przeżyć. Szlifuje się naprawdę ładnie. Nie wchodzi w reakcje z farbami olejnymi i akrylowymi. GRYZIE SIĘ z farbą w spray-u!!! Trzeba uważać z poprawkami po malowaniu (zaschnięta się nie gryzie z mokrą farbą). Szpachli Revella nie używałem. Nie sądzę, żeby były jakieś problemy.
Do maskowania użyłem tego, co miałem pod ręką, czyli zwykłej taśmy malarskiej. Miałem kłopot z oderwaniem jej po 2 tygodniach. Trzeba było bardzo powoli odklejać i zostawał klej. Resztki kleju zdejmowałem czubkiem skalpela. Do 2-3 dni klej nie zostaje. Ja jednak musiałem zostawiać na dłużej (3 warstwy x 3 kolory=minimum 9 dni - zawsze maluję w 24 godzinnych odstępach).
Kluza kotwiczna (rozumiem że chodzi o to coś na burcie a nie na pokładzie - tam jest tylko papier) to nic innego jak wklejony odpowiednio uformowany kawałek drutu aluminiowego zalany superglue. Wklejony do połowy w otwór w burcie (żeby tylko pół drutu wystawało). Ot cała filozofia.
A co do częstotliwości. Pokazuję, jak mam coś konkretnego do pokazania. Nie będę przecież dokumentował każdej warstwy farby A że czasu na klejenia mało, to i wpisy rzadkie.....