Lancaster Andrzeja Ziobra
Moderatorzy: kartonwork, Tempest, Edmund_Nita
Kieruje uprzejma prosbe do moderatora o usuniecie zbednych wpisow i uspokojenie towarzystwa Watek dotyczy technologii wykonania tego modelu a nie oceny czy komus sie podoba statecznik bez poszycia, albo czy modelarstwo jest pasja odskocznia czy inna gadzina Kazdy robi i lubi to co chce i moze to nazywac to jak chce - bez roszczenia z tego tytulu do innych pretensji
Pozdrawiam
Pozdrawiam
"No, kończ Władziu i robimy"
-
- Posty: 483
- Rejestracja: sob lut 11 2006, 16:30
- x 58
Lancaster Andrzeja Ziobra
Było pytanie: jaka jest technika montażu AŻ TAK drobnych części? jakieś specjalne tricki? narzędzia?
Przede wszystkim doskonałej jakości pincety. Bardzo ostre. Również ostre igły w obsadce (służą i do nanoszenia kleju i do nanoszenia... bardzo małych części). Do tego lupa binokularowa na głowę, a czasami kamera wideo i telewizor jako monitor (jak coś jest naprawdę bardzop małe). Bardzo dobre oświetlenie – kilka żarówek i stomatologiczna lampa bezcieniowa (niekonieczna, ale jak ktoś ma szansę zdobyć, to rewelacja). Czyli innymi słowy narzędzia zupełnie zwyczajne.
Myślę, że tajemnica precyzji tkwi w tym, że nigdy nic nie kleję „z ręki”. Nie wiem, czy to można uznać za specjalny trick, ale zawsze detal, do którego trzeba coś przykleić mam zamocowany na sztywno (albo statyw z krokodylką, albo plastelina) i ustawiony pod takim kątem, żeby małą część można było tylko „dostawić”. Obie ręce służą do tego „dostawienia”, a nie tak, jak często wielu modelarzy robi, że w jednej ręce trzyma jeden detal, a w drugiej drugi detal i usiłuje naprowadzić je na siebie.
Czym kleję. Większe elementy SuperGlue i CyjanopanM. Mniejsze i te całkiem małe - bezbarwny lakier błyszczący Humbrola. Tu muszę zaznaczyć, że moje modele są dość specyficzne. Są bardzo, ale to bardzo delikatne. Od pewnego momentu już nie można ich wziąć do ręki i dlatego cały montaż wymaga dokładnego przemyślenia (zawsze robię sobie dokładny opis kolejności czynności, zanim przystąpię do budowy modelu – w przypadku Lancastera to cały 60 kartkowy zeszyt zapisany maczkiem). To mi bardzo pomaga.
Użycie jako kleju lakieru stanowi utrudnienie (miejsza odporność na uszkodzenie i niemożność wykonywania jakichś "siłowych" czynności), ale za to czystość spoiny jest... no myślę sobie, że bardzo duża. Tak właśnie były klejone drobne elementy radyjka. Podczas klejenia cyjanoakrylem trzeba pamiętać, że igła, którą nanoszony jest klej, za każdym razem musi być dokładnie wyczyszczona z poprzedniej warstwy. To zajmuje czas, ale jest niezbędne! Kroplę kleju formuję bezpośrednio na igle... z większej kropli, pobranej drugą igłą. Jak się nie udaje zrobić dostatecznie małej, to powtarzam to jeszcze raz. Najczęściej za pierwszym razem się nie udaje, za drugim... czasami wychodzi dobrze . Starannie dobrana wielkość kropli warunkuje czystość spoiny.
Nie wiem, czy te wyjaśnienia są satysfakcjonujące. Nie ma w nich ani kosmicznej technologii, ani jakichś niesamowitych tricków. Myślę, że najważniejsze jest wyrobienie w sobie umiejętności „spokojnego podejścia do problemu” i chyba ogromna cierpliwość w powtarzaniu nieudanych czynności. Wraz z nabieraniem doświadczenia ten drugi aspekt zaczyna mieć mniejsze znaczenie.
Na bieżąco można prześledzić budowę tego modelu (tudzież zobaczyć używane narzędzia) w AeroPlanie. Prosze tego jednak nie traktowac jako reklamy gazety w której pracuję, tylko jako informację, gdzie jest dużo zdjęć i opisów.
I na koniec zastrzeżenie, żeby uciąć dlasze ewentualne „teologiczne debaty o wyższości świąt... nad świętami”. Ja to robię w taki sposób, ponieważ założyłem sobie określone własne priorytety. Ale to są TYLKO moje priorytety. Nie znaczy to, że trzeba je koniecznie naśladować. Chyba, że ktoś chce się tak samo męczyć, jak ja przy modelu. Wtedy witam w gronie masochistów
Pozdrawiam Andrzej Ziober
Przede wszystkim doskonałej jakości pincety. Bardzo ostre. Również ostre igły w obsadce (służą i do nanoszenia kleju i do nanoszenia... bardzo małych części). Do tego lupa binokularowa na głowę, a czasami kamera wideo i telewizor jako monitor (jak coś jest naprawdę bardzop małe). Bardzo dobre oświetlenie – kilka żarówek i stomatologiczna lampa bezcieniowa (niekonieczna, ale jak ktoś ma szansę zdobyć, to rewelacja). Czyli innymi słowy narzędzia zupełnie zwyczajne.
Myślę, że tajemnica precyzji tkwi w tym, że nigdy nic nie kleję „z ręki”. Nie wiem, czy to można uznać za specjalny trick, ale zawsze detal, do którego trzeba coś przykleić mam zamocowany na sztywno (albo statyw z krokodylką, albo plastelina) i ustawiony pod takim kątem, żeby małą część można było tylko „dostawić”. Obie ręce służą do tego „dostawienia”, a nie tak, jak często wielu modelarzy robi, że w jednej ręce trzyma jeden detal, a w drugiej drugi detal i usiłuje naprowadzić je na siebie.
Czym kleję. Większe elementy SuperGlue i CyjanopanM. Mniejsze i te całkiem małe - bezbarwny lakier błyszczący Humbrola. Tu muszę zaznaczyć, że moje modele są dość specyficzne. Są bardzo, ale to bardzo delikatne. Od pewnego momentu już nie można ich wziąć do ręki i dlatego cały montaż wymaga dokładnego przemyślenia (zawsze robię sobie dokładny opis kolejności czynności, zanim przystąpię do budowy modelu – w przypadku Lancastera to cały 60 kartkowy zeszyt zapisany maczkiem). To mi bardzo pomaga.
Użycie jako kleju lakieru stanowi utrudnienie (miejsza odporność na uszkodzenie i niemożność wykonywania jakichś "siłowych" czynności), ale za to czystość spoiny jest... no myślę sobie, że bardzo duża. Tak właśnie były klejone drobne elementy radyjka. Podczas klejenia cyjanoakrylem trzeba pamiętać, że igła, którą nanoszony jest klej, za każdym razem musi być dokładnie wyczyszczona z poprzedniej warstwy. To zajmuje czas, ale jest niezbędne! Kroplę kleju formuję bezpośrednio na igle... z większej kropli, pobranej drugą igłą. Jak się nie udaje zrobić dostatecznie małej, to powtarzam to jeszcze raz. Najczęściej za pierwszym razem się nie udaje, za drugim... czasami wychodzi dobrze . Starannie dobrana wielkość kropli warunkuje czystość spoiny.
Nie wiem, czy te wyjaśnienia są satysfakcjonujące. Nie ma w nich ani kosmicznej technologii, ani jakichś niesamowitych tricków. Myślę, że najważniejsze jest wyrobienie w sobie umiejętności „spokojnego podejścia do problemu” i chyba ogromna cierpliwość w powtarzaniu nieudanych czynności. Wraz z nabieraniem doświadczenia ten drugi aspekt zaczyna mieć mniejsze znaczenie.
Na bieżąco można prześledzić budowę tego modelu (tudzież zobaczyć używane narzędzia) w AeroPlanie. Prosze tego jednak nie traktowac jako reklamy gazety w której pracuję, tylko jako informację, gdzie jest dużo zdjęć i opisów.
I na koniec zastrzeżenie, żeby uciąć dlasze ewentualne „teologiczne debaty o wyższości świąt... nad świętami”. Ja to robię w taki sposób, ponieważ założyłem sobie określone własne priorytety. Ale to są TYLKO moje priorytety. Nie znaczy to, że trzeba je koniecznie naśladować. Chyba, że ktoś chce się tak samo męczyć, jak ja przy modelu. Wtedy witam w gronie masochistów
Pozdrawiam Andrzej Ziober
Gdy stajesz przed problemem, szukaj rozwiązania, a nie obejścia.
ha!
no, to zwalił sobie Pan na głowę kolejną serię pytań... (pierwsze jest ciut bezczelne i trochę poza tematem: czy mogę sobie darować ten ton oficjalny? to chyba trochę ułatwi komunikację. jeśli jednak w jakiś sposób to Panu przeszkadza - proszę udać, że tego pytania nie było)
no, to kolejne, bardziej już "modelarskie":
jakieś konkretne pincety? (pensety? jak to się choinka poprawnie nazywa?) - dla mnie dość często problemem jest wykończenie końcówek, powodujące częste "wystrzeliwanie" drobnych elementów. rozwiązaniem są dla mnie mini-podkładki filcowe, przyklejane so końcówek - ale to z kolei zmniejsza precyzję narzędzia.
jeśli chodzi o igłę po kleju CA - opalam zapalniczką i przecieram spirytusem. szybkie i skuteczne.
pytanie kolejne: sposoby eksponowania tak drobnych detali. przypuszczam, że z jednej strony - szkoda zamykać taką "koronkę" w miejscu zupełnie niewidocznym. z drugiej - nawet wyeksponowanie jej obok modelu na jakimś stole warsztatowym nie załatwia sprawy ze względu na wielkość, czyli spore trudności z dostrzeżeniem detli okiem nieuzbrojonym...
szczerze powiem, że najchętniej poczytałbym Pana opinię nt. któregokolwiek z modeli, z którymi teraz walczę. zdaję sobie sprawę, że do Pana "produkcji" bardzo im jeszcze daleko - ale per aspera ad astra, jak mawiali starożytni czechosłowacy - mam czas ;o)
pozdrawiam
P.
no, to zwalił sobie Pan na głowę kolejną serię pytań... (pierwsze jest ciut bezczelne i trochę poza tematem: czy mogę sobie darować ten ton oficjalny? to chyba trochę ułatwi komunikację. jeśli jednak w jakiś sposób to Panu przeszkadza - proszę udać, że tego pytania nie było)
no, to kolejne, bardziej już "modelarskie":
jakieś konkretne pincety? (pensety? jak to się choinka poprawnie nazywa?) - dla mnie dość często problemem jest wykończenie końcówek, powodujące częste "wystrzeliwanie" drobnych elementów. rozwiązaniem są dla mnie mini-podkładki filcowe, przyklejane so końcówek - ale to z kolei zmniejsza precyzję narzędzia.
jeśli chodzi o igłę po kleju CA - opalam zapalniczką i przecieram spirytusem. szybkie i skuteczne.
pytanie kolejne: sposoby eksponowania tak drobnych detali. przypuszczam, że z jednej strony - szkoda zamykać taką "koronkę" w miejscu zupełnie niewidocznym. z drugiej - nawet wyeksponowanie jej obok modelu na jakimś stole warsztatowym nie załatwia sprawy ze względu na wielkość, czyli spore trudności z dostrzeżeniem detli okiem nieuzbrojonym...
szczerze powiem, że najchętniej poczytałbym Pana opinię nt. któregokolwiek z modeli, z którymi teraz walczę. zdaję sobie sprawę, że do Pana "produkcji" bardzo im jeszcze daleko - ale per aspera ad astra, jak mawiali starożytni czechosłowacy - mam czas ;o)
pozdrawiam
P.
zapraszam na Forum Historyczne
Jezeli chodzi o pincety, to chyba najbardziej godne polecenia sa te, stosowane przez elektronikow do umieszczania drobniutkich elementow elektronicznych na plytkach drukowanych. Dostepne sa w roznych rozmiarach, ksztaltach koncowek i nie kosztuja kroci... Dostepne w dobrrych sklepach elektronicznych.
Przepraszam, ze tak wyskoczylem przed szereg z odpowiedzia, wszak pytanie nie bylo do mnie skierowane. Tym bardziej przepraszam, ze sam jestem ciekaw opinii Pana Andrzeja.
Pozdrawiam.
Przepraszam, ze tak wyskoczylem przed szereg z odpowiedzia, wszak pytanie nie bylo do mnie skierowane. Tym bardziej przepraszam, ze sam jestem ciekaw opinii Pana Andrzeja.
Pozdrawiam.
-
- Posty: 483
- Rejestracja: sob lut 11 2006, 16:30
- x 58
Lancaster Andrzeja Ziobra
Ponieważ wszyscy mi tu „per pan” zaczęli mówić, to jakoś tak i ja zacząłem „oficjalnie”. Zmieńmy to – Jędrek jestem
Pincety (pozostanę przy tej nazwie) kupiłem w Anglii podczas ModelWord wiele lat temu i niestety nie zachowały się na nich jakieś nazwy fabryczne. Jedyne, co pamiętam, to że były zaje...ście. drogie. Ale się sprawdziły, bo mimo używania przez co najmniej już 14 lat nadal są dobre. Co do wyskakiwania z nich drobnych detali, to nie mam innego patentu, jak przenoszenie krytycznych etapów montażu do pokoju żony – tam jest kliniczny porządek i łatwiej znaleźć, jak coś ucieknie.
Co sposobu eksponowania drobnych detali – no więc między innymi po to odzieram model z blach, żeby trochę więcej było widać, ale i tak 70 % jest nie do obejrzenia. Nie jest jednak dla mnie ważne, czy ktoś to wszystko zobaczy, ważne jest „że ja to sam zrobiłem i że ja wiem, że to tam w modelu jest”. Dla niedowiarków są zdjęcia robione np. przed zamknięciem kadłuba pokazujące, co jest w środku. Z punktu widzenia pragmatyki konkursowo-wystawowej opłacalne jest także, żeby im bardziej ktoś się przygląda modelowi, tym więcej drobnych detali dostrzegał, a nie tak, że im bardziej się przygląda, tym więcej błędów widzi.
Dlatego nowoczesne formy eksponowania modeli nie ograniczają się do zrobienia modelu i postawienia go na stole. Robi się do tego podstawki z zainscenizowanymi sytuacjami – nawiązujące do dioram, ale nie będące dioramami – żeby niektóre detale pokazać „na zewnątrz”.
Pozdrawiam Andrzej Ziober
Pincety (pozostanę przy tej nazwie) kupiłem w Anglii podczas ModelWord wiele lat temu i niestety nie zachowały się na nich jakieś nazwy fabryczne. Jedyne, co pamiętam, to że były zaje...ście. drogie. Ale się sprawdziły, bo mimo używania przez co najmniej już 14 lat nadal są dobre. Co do wyskakiwania z nich drobnych detali, to nie mam innego patentu, jak przenoszenie krytycznych etapów montażu do pokoju żony – tam jest kliniczny porządek i łatwiej znaleźć, jak coś ucieknie.
Co sposobu eksponowania drobnych detali – no więc między innymi po to odzieram model z blach, żeby trochę więcej było widać, ale i tak 70 % jest nie do obejrzenia. Nie jest jednak dla mnie ważne, czy ktoś to wszystko zobaczy, ważne jest „że ja to sam zrobiłem i że ja wiem, że to tam w modelu jest”. Dla niedowiarków są zdjęcia robione np. przed zamknięciem kadłuba pokazujące, co jest w środku. Z punktu widzenia pragmatyki konkursowo-wystawowej opłacalne jest także, żeby im bardziej ktoś się przygląda modelowi, tym więcej drobnych detali dostrzegał, a nie tak, że im bardziej się przygląda, tym więcej błędów widzi.
Dlatego nowoczesne formy eksponowania modeli nie ograniczają się do zrobienia modelu i postawienia go na stole. Robi się do tego podstawki z zainscenizowanymi sytuacjami – nawiązujące do dioram, ale nie będące dioramami – żeby niektóre detale pokazać „na zewnątrz”.
Pozdrawiam Andrzej Ziober
Gdy stajesz przed problemem, szukaj rozwiązania, a nie obejścia.
oj, dałaby mi żona za przeniesienie się do niej z modelem... nawet nie próbuję sobie tego wyobrażać. za słabe nerwy mam...
rozumiem, że nie stosujesz takich wynalazków jak jakieś miękkie okładziny na pincetach (niech już będzie, że tak, chociaż prawiem pewny, że jest jakieś poprawniejsze określenie... ;o) ). cóż... trzeba chyba będzie trochę rozbudować warsztat (a pomyśleć, że jak zaczynałem się w to bawić, to miałem trzy pędzle, nożyk i pilnik...). masz jakieś szczególne spostrzeżenia co do tychże pincet? kształt, długość, stosujesz samozaciskowe?
podstawki z zainscenizowanymi sytuacjami - to jest rozwiązanie. tylko w przypadku takich detali, jak Twoje radyjko - chyba tylko połowiczne. gołym okiem i tak niewiele się na tym zobaczy...
rozumiem, że nie stosujesz takich wynalazków jak jakieś miękkie okładziny na pincetach (niech już będzie, że tak, chociaż prawiem pewny, że jest jakieś poprawniejsze określenie... ;o) ). cóż... trzeba chyba będzie trochę rozbudować warsztat (a pomyśleć, że jak zaczynałem się w to bawić, to miałem trzy pędzle, nożyk i pilnik...). masz jakieś szczególne spostrzeżenia co do tychże pincet? kształt, długość, stosujesz samozaciskowe?
podstawki z zainscenizowanymi sytuacjami - to jest rozwiązanie. tylko w przypadku takich detali, jak Twoje radyjko - chyba tylko połowiczne. gołym okiem i tak niewiele się na tym zobaczy...
zapraszam na Forum Historyczne
Wicie, rozumicie jak się ma żonę dentystę tak jak Andrzej to ma się lepiej. Natomiast kiedyś gdzieś na jakimś forum widziałem taki sprytny fartuch dla modelarzy, co drobne elementy kleją. Przypomina to zwykły fartuch kuchenny, tyle tylko że nie jest wiązany na plecach (li tylko na szyi), natomiast dolna część mocowana jest za pomocą rzepa do krawędzi blatu roboczego. Fartuch w jasnym kolorze, jak coś spada to ląduje na fartuchu. Tanie i proste!
Paweł
Paweł
Pozdrawiam jak Zawsze
Paweł
Paweł
Przeglądam wątek już kilka razy i jestem pełen podziwu dla umiejętności oraz cierpliwości. Mam przy tym sporo pytań, ale nie chciałbym zabierać w dużym stopniu wolnego czasu, aczkolwiek z jednym nie mogę się powtrzymać.
Bardzo chciałbym dowiedzieć się jak powstały silniki? Jeśli to możliwe to prosiłbym o wyczerpującą odpowiedź. Ciekawy jestem stosowanej techniki , narzędzi, materiałów itp.
Bardzo chciałbym dowiedzieć się jak powstały silniki? Jeśli to możliwe to prosiłbym o wyczerpującą odpowiedź. Ciekawy jestem stosowanej techniki , narzędzi, materiałów itp.
pozdrawiam