Generał Admirał Apraksin, kilka słów o modelu

zapowiedzi nowych modeli i prezentacje juz wydanych

Moderatorzy: Tomasz D., kartonwork

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Kemot
Posty: 505
Rejestracja: pn mar 17 2003, 11:37
Lokalizacja: Kielce
x 11

Generał Admirał Apraksin, kilka słów o modelu

  • Cytuj
  • zaloguj się, by polubić ten post

Post autor: Kemot »

Od piątku jestem szczęśliwym posiadaczem najnowszego modelu wydanego przez Grześka Składanka - rosyjskiego pancernika obrony wybrzeża (lub jak to napisano w historii - pancernika bronionego przez wybrzeże:-)) Generała-Admirała Apraksina. Chciałbym podzielić się tutaj wrażeniami odnośnie samego modelu. Przy okazji postaram się porównać Apraksina z wydanym dawno temu przez Pro-Model Admirałem Uszakowem.
Malowana przez Jacka Braziuka okładka przedstawia widok od dziobu pękowatego kadłuba pancernika. Jest ona trochę zbyt mało kolorowa, ale dla mnie okładka to sprawa drugo a nawet trzecioplanowa.

Obrazek

Autorem opracowania jest Dimitri Hotkin znany nam doskonale jako Navarin. Model rozrysowany jest na 6-ciu kartkach kartonu (z czego połowa jednego z nich to rysunki i szablony dla części z drutu) oraz 2 1/4 kartki cienkiego papieru (pozostałe 3/4 przeznaczone jest na rysunki montażowe). Objętość Uszakowa wygląda bardzo podobnie (6+2). Nie oznacza to jednak remisu dla pancerników. Apraksin, ma znacznie gęściej upakowane części, których naliczyłem około 1321 (plus minus 1%). Uszakow składa się z "zaledwie" 876 elementów (czyli mamy różnicę prawie 450 części). Dodatkowo przewagę Apraksina potęguje fakt, iż w pancerniku z Pro-Modelu mamy wiele elementów dość rozdrobnionych (np. same ławki w szalupach to 102 elementy. W opracowaniu Navarina ta sama część to zaledwie 14 elementów). Podobna sprawa dotyczy nawiewników. Widać to dość wyraźnie na poniższych zdjęciach.

Obrazek Obrazek

Zresztą większą szczegółowość Apraksina "rzuca się w oczy" już od pierwszego spojrzenia na arkusze obu modeli. Momentami elementy tego pancernika przypominają "mikroskopijne" części z korwet typu Flower w skali 1/200 - zresztą tego samego autora. Tak duża ilość części wymagała od autora większej ilości rysunków. Apraksin posiada ich ponad 40, starszy Uszakow około 10 mniej. Uzupełnieniem rysunków jest opis budowy, wydrukowany drobną czcionką i zajmujący 2/3 tylnej okładki (budowa Uszakowa opiera się tylko na rysunkach). Jeśli chodzi o treść opisu, to nie spodobała mi się następująca propozycja Navarina, "dno po sklejeniu polecamy zaszpachlować i pomalować". Uważam, że tego typu zapis może niepotrzebnie wprowadzać zamęt w głowach modelarzy o niezbyt dużym stażu klejenia, którzy z miejsca będą próbować szpachlować kadłub, co wcale nie jest przecież prostą sprawą (o czym większość z nich nie ma zielonego pojęcia - myślą, że szpachla wszystko załatwi i w końcowym efekcie model kończy w koszu). Jest to jednak moja prywatna opinia, modelarza, który jak doskonale wiecie preferuje głównie standard.
Czego mi brakuje w Apraksinie? Czerwonych pasków na oklejenie wręgów w części podwodnej (Uszakow też ich nie ma, ale pamiętajmy, że należy on do innej epoki modeli kartonowych). Szkoda również, że przy tak zdetalizowanych wielu elementach, zejściówki w Apraksinie to zwykłe paski sklejane na pół a nie pojedyncze stopnie.
Jeśli chodzi o sam druk to w obu modelach jest on bardzo dobry. Kolorystycznie jednak Uszakow prezentuje się lepiej. Malowanie Apraksina to w zasadzie sama czerń (chciałbym od razu zaznaczyć, że nie znam historii Apraksina i jego kamuflażu noszonego w czasie służby w rosyjskiej flocie. Niewykluczone, że był on po prostu przez cały czas czarny). Trochę nie podobają mi się pokłady. Przywykłem już do faktury desek a nie jednolitej żółci (w przypadku Apraksina dość ciemnej, podobnej do modeli wydawanych przez Modelik). Jak już wspomniałem burty i większość elementów jest w modelu czarna. Linie gięć na takich elementach Navarin wyrysował cieniutką białą linią więc potrzebny będzie retusz (ale z doborem barw nie powinno być problemu :-)). Jako duży plus opracowania uważam dodanie do wielu elementów sklejek, które pomalowane są na czarno. Cieszy również fakt, że Dimitri nie zapomniał o wyznaczeniu środków dla wycinania okręgów.
Nie wspomniałem jeszcze o podstawce, która znajduje się na tylnej okładce pod opisem budowy. Posiada ona fakturę drewna i napisaną cyrylicą nazwę jednostki.

Reasumując, oba bliźniaki nie różni jedynie ilość luf w rufowej wieży (a pamiętam spekulacje na temat sensowności wydawania w zasadzie identycznego modelu). Nowy Apraksin to zupełnie inna liga (pamiętajmy jednak, że czas dzielący wydanie oby modeli to kilka lat). Mocno zdetalizowany pancernik po czystym sklejeniu będzie ozdobą niejednej kolekcji. Do tego dochodzi naprawdę atrakcyjna jak na taką jednostkę cena. Śmiało mogę polecić ten model każdemu miłośnikowi okrętów z przełomu XIX i XX wieku (i nie tylko). Ja sam zapatrzony byłem w pływający sprzęt po 1939 roku, jednak budowa Aurory mocno zmieniła moje spojrzenie na temat starszych okrętów.

PS. W historii jednostki chochlik drukarski zmienił datę położenia stępki i mamy 1985 rok.
PS1. Musze na koniec przytoczyć jeszcze jeden fragment opisu budowy Apraksina. To fachowe wyjaśnienie przez autora opracowania co tak właściwie w danej chwili kleimy w modelu. Bardzo mi się ono spodobało i długo na mojej twarzy panował uśmiech...

"Szpigaty (szpigat to taka dziura w pokładzie dla usunięcia wody z pokładu) (cz. 121) przyklejamy na swoje miejsce w pokładzie ..."
pzdr
Kemot
ODPOWIEDZ